Samoopalający cud - Vita Liberata pHenomenal 2-3 Week Tan Mousse (Medium)
środa, maja 10, 2017
Nie będę smęcić, ale pogoda jaka jest każdy za oknem widzi. Dramat, pogania dramat. Nie raz i nie dwa, o tej porze roku, byłam już zazwyczaj muśnięta słońcem. W zeszłym roku łapałam opaleniznę mimowolnie, ponieważ długie spacery z dzieckiem i ekspozycja na słońce robiła swoje. Dotleniałyśmy się, łapałyśmy witaminę D i letnią już opaleniznę. W tym roku braki we wszystkim. Nawet spacerów jakoś mniej, bo jak wyjść np. dziś na spacer, kiedy za oknem śnieżyca ;) Postanowiłam nie czekać dłużej i wyciągnęłam z szafy słoneczne wspomagacze. Na pierwszy rzut poszła (nowa dla mnie) Pianka pHenomenal od Vita Liberata.
Vita Liberata
pHenomenal 2-3 Week Tan Mousse (Medium)
Dzięki technologii pHen02 pianka umożliwia osiągnięcie wspaniałego efektu naturalnie opalonej skóry, który pojawia się już w trakcie jednorazowej aplikacji preparatu, a rezultaty stosowania widoczne są nawet do 2 - 3 tygodni. Efekt zostaje utrwalony w czasie 4 - 8 godzin od zastosowania pianki oraz co jest równie istotne, znika stopniowo i równomiernie. Kosmetyk zawiera w swym składzie wyciąg z aloesu zwyczajnego, który działa na skórę kojąco i nawilżająco, witaminę E oraz ekstrakt z ogórka zapobiegające przesuszaniu, ponadto wzmacniają barierę naskórkową i napinają skórę. Zastosowany w piance Moisture Locking System po aplikacji zapewnia odpowiednie nawilżenie skóry nawet do 72 h. Flash Dry gwarantuje szybkie wysychanie produktu.
Przed przystąpieniem do zabiegu, producent zaleca wykonanie wcześniejszego peelingu skóry. Przed pianką nie należy stosować żadnych kosmetyków nawilżających. Dodatkowo (najlepiej) powinniśmy zaopatrzyć się w specjalną rękawicę do aplikacji produktu, która. Często można kupić taki zestaw w promocji. Dzięki rękawicy zabieg będzie przyjemny i łatwy w wykonaniu, ale co najważniejsze nie pobrudzimy sobie skóry dłoni. Po skończonym zabiegu, rękawica doskonale dopiera się przy użyciu wody i mydła.
Piankę nakładamy na skórę okrężnymi ruchami. Na dłonie, stopy, kolana i łokcie, stosujemy mniejszą ilość produktu, gdyż strefy te szybko łapią kolor i później mogą okazać się dużo ciemniejsze. Po zakończeniu aplikacji, warto jeszcze dodatkowo przetrzeć te miejsca wilgotną ściereczką. Ważne, by przed aplikacją dobrze wstrząsnąć buteleczką i wymieszać piankę. Po upływie 4 - 8 godzin, spłukujemy delikatnie letnią wodą. Po pierwszej kąpieli pianka widocznie zmywa się ze skóry, jednak pozostawia już delikatny kolor. Przedłużenie efektu osiągniemy, gdy zastosujemy kosmetyk jeszcze przynajmniej 2 razy w odstępach od 6 do 24 godzin.
Pianka Vita Liberata to dla mnie samoopalający cud ;) Wydobywamy ją z opakowania już zabarwioną, więc w czasie aplikacji mamy kontrolę nad tym, gdzie dokładnie już zawędrowała. Aplikowana rękawicą, wchłania się błyskawicznie i nie pozostawia na skórze klejącej warstwy. Zapach jest delikatny i nie utrzymuje się na skórze. Nie mamy do czynienia z nieprzyjemnym smrodkiem, który zazwyczaj towarzyszy tego typu produktom. Opalenizna, w zależności od ilości aplikacji wychodzi bardzo delikatna lub delikatna mniej ;) Wymywanie się produktu ze skóry następuje w sposób bardzo płynny, równomierny i bez niepotrzebnych plam. Jestem niesamowicie zadowolona z efektów jakie pianka potrafi wyczarować na mojej skórze.
Nie jestem mocna w rozkładaniu składu na czynniki pierwsze i robię to rzadko. Warto jednak zauważyć, że pianka bazuje na wodzie aloesowej i zawiera witaminę E, wyciąg z ogórka, wyciąg z oczaru wirginijskiego, wyciąg z morszczynu pęcherzykowatego, wyciąg z papai, wyciąg z granatu, wyciąg z malin, wyciąg z liczi, wyciąg z lukrecji, wyciąg z winogron, wyciąg z miłorząbu japońskiego, barwniki i dosłownie kilka chemicznych substancji. Wymienione powyżej ekstrakty są pochodzenia naturalnego/organicznego i posiadają certyfikat Ecocert.
Bezsprzecznie pianka Vita Liberata to jak do tej pory najlepszy produkt samoopalający, jaki miałam okazję używać. Myślę, że nawet osoby, które do tej pory obawiały się nabywać opaleniznę w ten sposób, będą z niej zadowolone. Co jeszcze polecicie mi z oferty Vita Liberata?
24 komentarze
Nie sięgam po produkty brązujące, uważam je za zbędne. Niemniej jednak Twoja opinia jest jedną z wielu pozytywnych o produktach tej marki, jakie czytałam.
OdpowiedzUsuńA pogoda mam nadzieję, że wreszcie się poprawi...
Masz rację, dla osób, które nie potrzebuję opalenizny, nawet tej sztucznej, pianka będzie naprawdę zbędna. Ja lubię, gdy moja skóra chociaż trochę jest opalona. Nie pasowałabym chyba do społeczeństwa, które nie preferuje opalania :)))
UsuńNigdy nie miała styczności z takimi produktami, ale efekt wspaniały ! :)
OdpowiedzUsuńwww.moda-eny.blogspot.com
Ten produkt bardzo podbił moje serce :)
OdpowiedzUsuńVL ma porządne produkty:)
OdpowiedzUsuńMoja siostra używała tej pianki i bardzo sobie chwaliła efekty :D
OdpowiedzUsuńBardzo lubię kosmetyki Vita Liberata :)
OdpowiedzUsuńpianki jeszcze nie miałam okazji testować - ale chętnie wypróbuję:)
OdpowiedzUsuńSandicious
Chyba ze sto lat nie korzystałam z podobnych kosmetyków! Świetny masz kubek :-)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za takimi produktami, ale w piance wydaje się fajny :)
OdpowiedzUsuńNie używam takich produktów jakoś tak średnio im ufam :) na szczęście mnie słońce szybko łapie więc teraz tylko czekać na odpowiednią pogodę :)
OdpowiedzUsuńNie bardzo przepadam za takimi kosmetykami ale przydał by mi się, jesteś bardzo blada. Mam nadzieję,ze szybko się ociepli ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że przy takiej pogodzie nie pozostaje nic innego, jak chwycić za produkty samoopalające. To już chyba tradycja, ze z dnia na dzień z kozaków przeskakujemy w sandały :P
OdpowiedzUsuńvita liberata to moja ukochana marka, uwielbiam jej samoopalające cuda, maseczkę rozświetlającą i puder
OdpowiedzUsuńZazdroszcze, ze pianka tak dobrze sie u ciebie sprawdzila! U mnie niestety nie robila nic - nie zauwazylam u siebie zadnego efektu opalenizny... Nie wiem, moze trafilam na jakis felerny egzemplarz... W kazdym razie za ta cene nie chce juz eksperymentowac ;)
OdpowiedzUsuńDalej szukam idealu w tej kategorii :)
Oj przydałoby się troszlę opalenizny!
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie :)
Dosłownie wczoraj odkopałam z szafy podobną piankę. Jak narazie jestem bardzo zadowolona, opalenizna jest równomierna i ma naturalny odcień. Zobaczymy jak długo się utrzyma. Z chęcią przetestuję także Twoją piankę. Teraz mają przyjść ciepłe dni, opalenizna jest jak najbardziej wskazana :)
OdpowiedzUsuńMoze wzajemna obserwacja? MÓJ BLOG
ta marka to cud 💕
OdpowiedzUsuńWłaśnie sobie uświadomiłam, że to już czas, by się opalić :D Samoopalacze w dłoń! :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam samoopalanie spod znaku LV :)
OdpowiedzUsuńDwa lata temu miałam ich piankę i spisywała się świetnie :)
OdpowiedzUsuńMam i też jestem bardzo zadowolona ;)
OdpowiedzUsuńFajnie,że pianka u Ciebie się sprawdza. Ja osobiście unikam i raczej nic mnie nie przekona do samoopalaczy. Zbyt boję się efektu pomarańczy ( a tak mi się już zdarzało) i plam ( to też przerabiałam ) oraz nie estetycznego schodzenia tejże ( to też już było ) . Poczekam na to słońce, kiedyś w końcu musi się pojawić :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ich kosmetyki :-)
OdpowiedzUsuńCześć! Mam na imię Aneta i czytam wszystkie komentarze, które zostawiacie. Chętnie na nie odpowiadam, jeśli tylko mam czas :)
Przyznaję, że usuwam spam :)
Jeśli chcesz napisać do mnie całkiem prywatnie, korzystaj z maila: espe.blog@gmail.com
Pozdrawiam!