Make Me BIO Orange Energy, Nawilżający krem do cery normalnej i wrażliwej
wtorek, października 25, 2016
Dzisiaj o kremie, który zużywałam dokładnie pół roku. Zużywałam go od stycznia do czerwca, z tym, że w czerwcu już tylko na noc, ponieważ cieplejsze dni sprawiły, że wyglądał na twarzy mało korzystnie, gdyż był już zbyt treściwy jak na letnie dni. Pojawił się w lutym w ulubieńcach.
Make Me BIO
Orange Energy Nawilżający krem do cery normalnej i wrażliwej
Doskonały krem opracowany na bazie wody z kwiatu pomarańczy, która z łatwością przenika w głąb komórek skóry, przywracając jej równowagę. Działa lekko ściągająco, rozjaśnia i tonizuje skórę. Orzeźwiający zapach kwiatu pomarańczy działa stymulująco na umysł. Olejki z migdałów, jojoba i shea doskonale nawilżają, odżywiają i chronią skórę nie pozostawiając uczucia ociężałości. Wyciąg z rumianku dodaje uspokajająco- łagodzące funkcje. Ten aksamitny krem jest idealnym wyborem na świeżą dawkę energii każdego dnia!
Przewidywane działanie składników kremu:
Woda z kwiatu pomarańczy - działa tonizująco i rozjaśniająco. Pomaga walczyć z przebarwieniami i zmarszczkami, dodając skórze energii. Oczyszcza i działa przeciwzapalnie, zaś jej intensywny, pomarańczowy zapach pobudza zmysły, odpręża i orzeźwia skórę.
Olejek mandarynkowy - działa antyseptycznie i zmiękczająco. Łagodzi problemy skórne, zmniejszając zapalenia i pomagając w walce z trądzikiem. Odżywia skórę, nadając jej zdrowy wygląd, zaś cytrusowe nuty zapachowe pobudzają zmysły.
Wyciąg z rumianku - działa łagodząco i regenerująco. Wykazując silne właściwości przeciwzapalne wygładza skórę i zapobiega powstawaniu niedoskonałości. Oczyszcza, ujędrnia, zmiękcza skórę, a przy tym pomaga wyrównywać jej koloryt.
Olejek ze słodkich migdałów - działa nawilżająco i ujędrniająco. Dzięki bogactwu witamin i składników mineralnych skutecznie regeneruje, chroni przed utratą wody z komórek i opóźnia procesy starzenia się skóry. Dodatkowo jego przyjemny, orzechowy zapach koi zmysły.
Olejek jojoba - działa normalizująco i doskonale pielęgnuje. Struktura olejku zbliżona jest do sebum wydzielanego przez skórę, dzięki czemu wytwarza on naturalną barierę ochronną na powierzchni skóry, zapewniając odpowiedni poziom nawilżenia i blask. Dzięki olejkowi skóra jest miękka i jędrna.
Masło shea - działa ochronnie i regenerująco. Dzięki wysokiej zawartości witaminy A i E opóźnia procesy starzenia się skóry i chroni przed wolnymi rodnikami. Dodatkowo zabezpiecza skórę przed negatywnym działaniem czynników zewnętrznych, takich jak wiatr, słońce czy woda.
Skład:
Citrus Aurantium Dulcis (Orange Blossom) Flower Water, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Cetearyl Glucoside, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Cetyl Alcohol, Glyceryl Monostearate, Tocopherol (Vitamin E), Glycerin, Matricaria Chamomilla (Chamomile) Flower Extract, Benzyl Alcohol, Potassium Sorbate, Dehydroacetic Acid, Parfum, Limonene*, Linalool*
Krem Orange Energy urzeka nie tylko swoim działaniem, ale i prostym opakowaniem. Zamknięty jest w ciężkim słoiczku z ciemnego szkła. Pachnie cudnie! Pachnie świeżo i naprawdę pomarańczowo. Może być stosowany zarówno na dzień i na noc. Ja przy mojej cerze mieszanej przez pierwsze miesiące stosowałam go jedynie na dzień, z obawy na obecność masła shea. Doskonale sprawdzał się jako krem na zimę. Pozwalał mi pozbyć się suchych skórek wokół nosa i ust, a jednocześnie doskonale nawilżał pozostałe partie twarzy. Skóra wyglądała po nim promiennie i świeżo, była bardzo przyjemna w dotyku. Świetnie utrzymywał makijaż, gdyż sam wchłaniał się do matu. W czasie zimnych miesięcy, moja skóra się po nim nie świeciła, a makijaż po kilku godzinach wyglądał satynowo, ale nie był tłusty i nieświeży. To dość gęsty i treściwy krem, jednak bardzo dobrze rozprowadza się na skórze. Jest bardzo wydajny, ponieważ już niewielka jego ilość pozwala pokryć kosmetykiem całą twarz. Chyba dlatego zużywałam go praktycznie pół roku, co powiem szczerze zdarzyło mi się pierwszy raz w przypadku kremu do twarzy. Kiedy przyszły miesiące bardziej ciepłe, może jeszcze nie maj, ale czerwiec i temperatury przekraczające granicę 20 stopni, niestety krem zaczął płatać mi straszne figle. Stał się już zbyt treściwy i zbyt ciężki dla mnie. Skóra pracowała pod nim chyba dwa razy więcej, przez co makijaż wyglądał już źle, nieestetycznie. Krem powodował zapychanie, przez co został zdegradowany już tylko do kremu na noc i to nie na każdą jedną. Taka forma użytkowania była wówczas dla niego najbardziej odpowiednia, a ja zaczęłam wówczas przygodę z bardzo lubianym przeze mnie kremem Fitomed No 11. Z racji tego, że nie wszystkie produkty naturalne nie są dla mojej skóry obojętne, muszę zaznaczyć, że krem pomarańczowy nie wywoływał u mnie żadnych podrażnień i reakcji alergicznych.
Krem już dawno jest zdenkowany, bo mamy przecież październik. Piszę jednak o nim, ponieważ znów idzie ta (dla mnie gorsza) zimniejsza część roku i może ktoś z Was szuka dobrego kremu na ten czas. Krem Orange Energy takim kremem jest. Mimo, że nie służył mi w miesiącach letnich, to chętnie do niego wrócę w czasie zimowym. Kosmetyk nie należy do najtańszych, bo kosztuje ok. 50 zł i nie jest stacjonarnie szeroko dostępny. Ja swój egzemplarz zakupiłam w sklepie Helfy w Toruniu.
To było moje jak na razie pierwsze spotkanie z firmą Make Me BIO.
Co jeszcze możecie polecić do mojej cery mieszanej?
Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii.
36 komentarze
Ja miałam tą wersję anti age, fajnie pachniała;)
OdpowiedzUsuńTa wersja właśnie teraz ciekawi mnie najbardziej :)
Usuńszkoda że zapychał
OdpowiedzUsuńWielka szkoda!
UsuńPisałam u siebie o tym kremie kilka dni temu na blogu, bardzo go polubiłam :)
OdpowiedzUsuńMuszę sprawdzić jakie są Twoje odczucia :)
UsuńJeśli starczył Ci na pół roku to cena nie jest duża w przełożeniu na czas ile z niego korzystamy ;)
OdpowiedzUsuńTak, to prawda :)
UsuńJa bym powiedziała, że jak na taką wydajność, to cena jest mała :). Wezmę go pod uwagę przy wyborze kremu na zimę, bo wydaje się bardzo fajny :)
OdpowiedzUsuńW przeliczeniu na miesiące użytkowania to nie jest dużo, ale jeśli ktoś kupuje go pierwszy raz i nie wie czego ma się spodziewać, to cena nie jest aż taka niska :)
UsuńKiedyś na pewno skuszę się na tak treściwy krem z Make Me Bio :) Może jeszcze nie tej zimy, bo mam zapas kremów do twarzy, ale za rok tak ;)
OdpowiedzUsuńJa też w tej chwili trochę zapasów mam :/
UsuńJa mam wersję fioletową do skóry dojrzałej w zapasach, nie długo otworzę ten krem.
OdpowiedzUsuńTa wersja też mnie ciekawi :)
UsuńWłaśnie sobie wyobraziłam jak on pięknie musi pachnieć... :)
OdpowiedzUsuńCudnie! Szczególnie zimą rano, kiedy człowiek jeszcze taaaaki zaspany!
UsuńTen krem ma świetny skład :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny kremik i ile ma w sobie dobroci:)
OdpowiedzUsuńZnam ten krem, u mnie latem spisywał się bardzo dobrze, na zimę lepiej się u mnie sprawdziła wersję Garden Roses, jeszcze bardziej treściwa. Z Make Me Bio miałam też krem pod oczy, lekki i przyjemny. Ciekawi mnie więcej kosmetyków tej marki, cenię sobie ich naturale składy :)
OdpowiedzUsuńU mnie chyba wersja bardziej treściwa nie zdałaby egzaminu na dzień.
UsuńNie miałam kosmetyków tej marki, ale kusi mnie żeby to zmienić. Ostatnio postawiłam na złuszczanie i stosuję wieczorem serum z kwasem glikolowym LIQ CG. Spisuje się całkiem dobrze. Na tyle, że zastanawiam się nad innymi produktami tej firmy, tym razem z wit C. Lubię przemyślane kosmetyki, muszę bliżej poznać ofertę Make Me Bio. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOpinie o Make Me BIO są podzielone, więc radzę dobrze poczytać :)
UsuńZastanawiam się jak u mnie by się spisał :) u mnie produkty tej firmy dostępne są tylko w pigmencie ale jeszcze nigdy nic nie miałam. Uważam że cena stosunkowo do wydajności nie jest wysoka. Szkoda że po dłuższym czasie powodował zapychanie ale wydaje mi się że kwestia leży tu po stronie temperatury, wydaje mi się że w okresie jesienno zimowym nie byłoby takiej reakcji.
OdpowiedzUsuńPrawda, to chyba kwestia temperatury tak źle podziałała na moją skórę w połączeniu z tym kremem.
Usuńnie miałam jeszcze nic tej marki, ale zwróciłam ostatnio uwagę na to, że jest właśnie dostępna w Helfy.. pewnie wcześniej czy później wpadnie w moje ręce jakiś kremik :D
OdpowiedzUsuńJa ostatnio nie wchodzę do Helfy, bo nie mogę wyjść z pustymi rękoma :D
UsuńMam od nich w użyciu krem pod oczy i Maseczke obie są cudowne 😍
OdpowiedzUsuńMiałam go i miło wspominam, ładnie pachniał i dobrze działał :)
OdpowiedzUsuńNie znam jeszcze :)
OdpowiedzUsuńCiekawy produkt na jesień-zimę. Szkoda, że ma taką wysoką cenę.
OdpowiedzUsuńBardzo bym chciała przetestować! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam-Mój blog
Odwdzięczam się za każdą obserwacje :)
Fajny krem ale mam zapas już :)
OdpowiedzUsuńCiekawy kosmetyk, w dodatku z fajnym składem :-)
OdpowiedzUsuńDo tej pory nie miałam kosmetyków z tej firmy. Ten krem akurat nie do mojej cery.
OdpowiedzUsuńTeraz używam kremu różanego na noc mimo, że też mam cerę mieszaną i świetnie się spisuje. Miałam próbkę tego pomarańczowego i też mi pasował. Polecam Ci peeling migdałowy,rewelacja! Obserwuję :)
OdpowiedzUsuńNie znam tego kosmetyku,ale z pewnością wpadnie kiedyś w moje łapki :D
OdpowiedzUsuńCześć! Mam na imię Aneta i czytam wszystkie komentarze, które zostawiacie. Chętnie na nie odpowiadam, jeśli tylko mam czas :)
Przyznaję, że usuwam spam :)
Jeśli chcesz napisać do mnie całkiem prywatnie, korzystaj z maila: espe.blog@gmail.com
Pozdrawiam!