3 tusze, które do mojej kosmetyczki nie wrócą
sobota, lipca 04, 2015
Ostatnio pisałam o tuszu do rzęs, który sprzyjał temu, by akurat moje wyglądały dobrze i to za niewielkie pieniądze. Dziś natomiast będzie o tuszach, które się z moimi rzęsami nie polubiły i dlatego niestety wylądują w koszu, przy okazji nadchodzącego denka.
Na pierwszy rzut idzie tusz Essence Get BIG Lashes 3 triple Black, brat lubianej przeze mnie Essence Get BIG Lashes Volume Boost Mascara. Oba produkty należą do naprawdę tanich malowideł do oczu, a ich przydatność określana jest na sześć miesięcy. Szczoteczki mają niezwykle podobne, duże i idące w stronę tych bardzo tradycyjnych. Tuszu używałam zaledwie dwa tygodnie, czyli bardzo krótko. Byłabym skłonna stwierdzić, że zadziało się tak, gdyż kupiłam otwarte opakowanie, jednak przyniosłam je do domu zafoliowane w dwupaku. Obronić się tego nie da. Tragedię na moich rzęsach robił praktycznie przez cały czas użytkowania. Bardzo się grudkował i sklejał rzęsy, o efekcie pandy po godzinie od nałożenia nie wspomnę. To było nasze pierwsze i ostatnie spotkanie.
Kolejnym produktem, który w mojej kosmetyczce wyszedł przed szereg nie w tę stronę co trzeba jest - Rimmel Wonder'full Mascara with Argan Oil. Otrzymałam ten tusz swego czasu do testów. Zachłyśnięta nowością, zaczęłam używać od pierwszego dnia. Mimo naprawdę dużej silikonowej szczoteczki, pokładałam w nim wielkie nadzieje. Początkowo tusz był bardzo, ale to bardzo mokry, więc operowało się nią naprawdę kiepsko. Mazałam się tu i ówdzie, doprowadzając moje nerwy na skraj możliwości. Mijały dni, ale tusz nie dawał lepszego efektu (jak to się często lubi dziać!). Z każdym dniem nóżki pajęcze na moich rzęsach pojawiały się w najróżniejszych konfiguracjach, a 'efekt pandy' pojawiał się coraz szybciej. W pochmurne dni, pod moimi oczami pojawiała się coraz to nowa tragedia. I tak po miesiącu męczarni, tusz leży sobie w koszyczku i czeka na przeprowadzkę do kosza. Szkoda.
Ostatnim tuszem, który teoretycznie powinien się na moich rzęsach sprawdzić, to Dr Irena Eris Provoke Amazing Lashes Mascara. Ma fajną, niezbyt dużą silikonową szczoteczkę, która wygląda jak stożkowa maczuga - takie lubię najbardziej. Jako jedyny z tej trójki jest tuszem wodoodpornym. Nie lubuję się w takiej formule, ale jeśli produkt się sprawdza jestem skłonna przeskoczyć ten fakt. W tym przypadku tusz się naprawdę dobrze zmywa i byłabym skłonna go polubić, ale niestety nie jestem w stanie rozczesać z tym produktem rzęs tak, by nie były sklejone, oblepione i by nie wyglądało jak po ciężkiej imprezie. Ze smutkiem stwierdzam, że sprawdza się jedynie na dolnych rzęsach i tylko do tego celu go zużywam. Nie jest to rozwiązanie ekonomiczne, gdyż muszę w jednym momencie mieć otwarte dwa tusze. Lovely nie kosztuje wiele, więc jakoś się przemęczę.
Tak oto wyglądają trzy krótkie, smutne opowieści o tuszach do rzęs. Dajcie znać, czy znacie te produkty i jak się u Was sprawdzają. Jestem bardzo ciekawa.
36 komentarze
Smuteczek :D Ale jesteś zdecydowana, żeby wysuszać? Dr Irena Eris ma naprawdę dobrą szczoteczkę - możesz używać samej szczoteczki, bez tuszu :P
OdpowiedzUsuńSzczoteczkę sobie pewnie zostawię, chociażby do henny :))
Usuńeris szczoteczka wyglada spoko jak dla mnie ale nie mialam:)
OdpowiedzUsuńSzczoteczka jest super! ale tusz już dla mnie nie, bo nie mam czasu by stać przed lustrem 10 minut i malować rzęsy i je potem zmywać :/
Usuńo tak te tusze są nie godne uwagi
OdpowiedzUsuńtusz z rimmel miałam i bardzo lubiłam :)
OdpowiedzUsuńMiałam ten tusz z rimmela i mam na jego temat podobną opinię. Nie byłam w stanie się nim pomalować, żeby nie upaćkać powieki, do szału mnie to doprowadzało.
OdpowiedzUsuńSzkoda ze się nie sprawdziły ale niestety nie zawsze każdy tusz potrafi człowieka zachwycić ;-)
OdpowiedzUsuńNie miałam żadnego z nich.
OdpowiedzUsuńjeszcze ich nie miałam, ale post bardzo przydatny ;)
OdpowiedzUsuńSzczoteczkę sobie zostaw i zrób np kurację olejkiem arganowym ;) sama tak robię :) Nie znam żadnego z tych tuszy, ale pewnie nic nie straciłam ;)
OdpowiedzUsuńZa wonderful też nie przepadam.
OdpowiedzUsuńŻadnego z tych produktów nie miałam, ale chyba nie ma czego żałować :)
OdpowiedzUsuńgreat post as usual! Have a nice weekend :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.itsmetijana.blogspot.com/
Czyli wiem, czego należy unikać ;) Też lubię niebieską wersję tego pierwszego tuszu z Essence :D
OdpowiedzUsuńNie miałam ich, chociaż mam 2-3 inne, które spisują się podobnie :)
OdpowiedzUsuńMam teraz tą nową wersję tuszu Rimmela z ogórkiem i spisuje się bardzo dobrze, choć ma bardzo specyficzną szczoteczkę :)
OdpowiedzUsuńnie miałam żadnego :)
OdpowiedzUsuńu mnie ten tusz rimmela spisywał się znakomicie:) robił piękne, delikatne firany, a najbardziej byłam zachwycona jego trwałością:)
OdpowiedzUsuńJestem zdziwiona co do Rimmela, ileż to pochlebnych opinii słyszałam po tych testach :D Sama się nie załapałam ale może widocznie to i dobrze :D
OdpowiedzUsuń____________________
miksologia-urodowa.blogspot.com :)
Miałam tylko złotego rimmela, nie był zły, ale też więcej go nie kupię.
OdpowiedzUsuńMiałam dwa produkty Provoke i dwa mnie zawiodły - coś w tym jest ;)
OdpowiedzUsuńKorektor pod oczy&puder.
Usuńuff, na szczęście nie miałam żadnego z tych tuszy;)
OdpowiedzUsuńNie miałam żadnej z nich... ;))
OdpowiedzUsuńŻadnego z nich nie miałam, szkoda, ze nie zachwyciły
OdpowiedzUsuńNa szczęście żadnego nie miałam :)
OdpowiedzUsuńNa szczęście żadnego nie miałam :)
OdpowiedzUsuńMiałam dwa z nich (Essence i Rimmela) i mam dokładnie taką samą opinię, ten trzeci sobie daruję.
OdpowiedzUsuńŻadnego z nich nie miałam, i dzięki Twojej recenzji żadnego nie kupię . Dzięki :))
OdpowiedzUsuńŻadnego z nich nie miałam, i dzięki Twojej recenzji żadnego nie kupię . Dzięki :))
OdpowiedzUsuńżadnego z nich nie miałam, dla mnie te szczoteczki mają za krótkie włoski . dzięki za odradzenie
OdpowiedzUsuńMnie również rozczarował tusz Rimmel. U mnie też spływał i rozmazywał się na dolnej powiece. Efekt mizerny, a ciągle trzeba było go poprawiać.
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie miałam do czynienia z żadnym.
OdpowiedzUsuńNie znam żadnego z tych tuszy.
OdpowiedzUsuńNie miałam żadnego z nich :)
OdpowiedzUsuńCześć! Mam na imię Aneta i czytam wszystkie komentarze, które zostawiacie. Chętnie na nie odpowiadam, jeśli tylko mam czas :)
Przyznaję, że usuwam spam :)
Jeśli chcesz napisać do mnie całkiem prywatnie, korzystaj z maila: espe.blog@gmail.com
Pozdrawiam!