In
Alverde,
avene
Denko 3/2015
Od ostatniego 'projektu denko' minął już ponad miesiąc. Usilnie starałam się wykończyć wszystkie napoczęte(!) kosmetyki, które były dotychczas używane częściej lub mniej często. Nie cały 'plan' udało mi się zrealizować, ale moje dzisiejsze denko jest naprawdę udane. Tym samym nawet nie ruszyłam kartonu z pustymi opakowaniami, który tym razem zawędrował aż do kuchni... Utrata sypialni na rzecz pokoju dziecięcego przegoniła ów karton pod kuchenne okno i póki co nie mogę się nawet zabrać za sfotografowanie wszystkiego ;)
ISANA Med, Żel pod
prysznic z 5% zawartością mocznika – bardzo przyjemny i delikatny żel, który dobrze się pieni i oczyszcza skórę. Rzeczywiście nie podrażnia i nie przesusza mojej skóry. Jedyny minus - jest dość lejący i często po prostu przecieka przez palce.
ISANA, Wiosenny żel pod prysznic z ekstraktem z owoców malin
– nie wyróżniał się niczym wśród wszystkich zwykłych żel tej firmy, spełniał swoje zadanie. Miał naprawdę przyjemny wiosenny zapach.
Bielenda, Uszlachetniony Olejek Arganowy do oczyszczania i
mycia twarzy + kwas hialuronowy – temu produktowi poświęciłam osobnego posta. [klik]
Lactacyd, Emulsja do higieny intymnej wersja Comfort – jak do tej pory, to chyba jedyny płyn jakiego używałam w czasie ciąży i nie miałam po nim żadnej, ale to żadnej infekcji. Totalny pewniak od wielu, wielu lat.
Le Petit Marseiliais, Mleczko nawilżające (masło shea,
słodki migdał, olejek arganowy) – przyjemny produkt na cieplejsze dni. Szybko się wchłania, ślicznie pachnie, delikatnie nawilża. Jednak uważam, że na porę zimową jest naprawdę dość słabym kosmetykiem.
Avon, Planet SPA, Odżywiająco – ochronna maska do włosów z
brazylijskimi jagodami Acai – w mojej ocenie jest to taka maska 'nic'. Nakładam ją na włosy i poza ślicznym owocowym zapachem na włosach nie dzieje się kompletnie nic ;)
John Frieda, Go blonder, Odżywka do włosów – maska, której zazwyczaj używam w lecie. Przyczynia się do powstawania delikatnych, letnich refleksów. W moim przypadku nie przesusza i nie niszczy włosów. Chętnie do niej wracam, o ile nie jest w cenie regularnej.
GlissKur, Ekspresowa odżywka regeneracyjna Total Repair,
Włosy suche i zniszczone – to jedna w moich ulubionych odżywek/mgiełek do włosów. Pozostawia moje włosy przyjemnie miękkie i delikatne, kręcą się po niej jak szalone!
ISANA, Suchy szampon do włosów – o ile ma denerwujący zapach, o tyle spełnia swoje zadanie i daje się łatwo wyczesać w moich włosów. Świeże włosy też przyjemnie unosi u nasady. Warto go wypróbować, tym bardziej, że nie jest bardzo drogi.
Alverde, Regenerujący balsam do włosów z Avocado – ta maska na moich włosach, to totalne nieporozumienie. Ma okropny, ale to okropny zapach, a włosy pozostawia sztywne i niemiłe w dotyku. Nawet po dodaniuu osobnego olejku z avocado, nie jest w stanie zrobić cokolwiek dobrego z moimi włosami. Absolutne rozczarowanie!
L’biotica, BIOVAX, Intensywnie Regenerująca maseczka – to chyba jedna z gorszych masek Biovax, którą miałam okazję używać. Niby nie robiła moim włosom krzywdy, ale nie poprawiała ich kondycji również. Jedyne co mi się w niej podobało to zapach, ale co mi po zapachu...
Pharmaceris H, H – Keratineum, Skoncentrowany Szampon
wzmacniający do włosów osłabionych – to jest chyba mój ulubieniec wśród szamponów. Obecnie mam już trzecią jego butelkę. Kiedy używam go przy każdym myciu, już po miesiącu widzę, że przyczynia się do tego, że moje włosy rosną szybciej, a czupryna się sukcesywnie zagęszcza. Każdą skończoną butelkę przeplatam innym szamponem i w ten sposób cieszę się burzą włosów.
Nivea, Szampon Regenerujący Intense Repair do włosów suchych
lub zniszczonych – bardzo przyjemny szampon. Daje uczucie gładkich i przyjemnych w dotyku włosów. Warto spróbować.
Spray, Lakier do włosów - kupuję go systematycznie od kilku dobrych lat. Nie skleja włosów, nie powoduje, że wyglądają one jak przysłowiowy kask. Daje się łatwo wyczesać z włosów. Cena za taką pojemność też jest przystępna. Tak duża butla wystarcza mi zawsze na ponad pół roku.
Mila, Maska mleczna do włosów z proteinami mleka – uwielbiałam ją za mleczny zapach. Była fajnym składnikiem do maseczek domowy, a i solo spisywała się całkiem dobrze.
Lefrosch, Pilarix Krem – przydany na krostki po goleniu, na suchą skórę rąk, łokci i pięt. Krem bardzo uniwersalny. W moim przypadku sucha skóra schodziła po nim jak szalona. Nie wiem czy tak powinien działać, czy to tylko moja skóra tak reagowała. Później jednak cieszyłam się piękną 'świeżą' skórą na ciele, bez żadnych podrażnień ;)
Dove, Krem
do rąk Deep Care Complex – maluszek do torebki i chociaż nie robił nic wielkiego dla moich dłoni, to uwielbiałam go za sam zapach.
La Roche Posay, Effaclar Duo – używałam go przed ciążą, a wykończył go mój mąż. Bardzo dobry krem, który przywracał skórę twarzy do stanu używalności. Nie miałam okazji używać tej nowej wersji, ale mam nadzieję, że gdy zajdzie taka potrzeba, będzie równie dobra jak ta.
Pharmaceris, Emolientowy krem odżywczy na noc – sprawdził się szczególnie w zimne miesiące, gdy walczyłam z mocnym wysypem atopowym. Nie powodował dodatkowego przetłuszczania się skóry, chociaż jest dość treściwym produktem. Byłam z niego bardzo zadowolona.
Rival de Loop, Nawilżający krem - żel pod oczy - to mój absolutny ulubieniec wśród kremów pod oczy. Odratował moją skórę, podczas gdy inne, o wiele droższe kremy powiększały tylko atopową katastrofę. Były momenty, że skóra powiek pękała mi do tzw. 'mięsa'(!) i tylko ten krem dał radę to zaleczyć zaraz na początku ciąży. Jeśli używam tego kremu codziennie, nie mam żadnego kłopotu ze skórą powiek. Oczywiście mam już kolejne opakowanie!
Avon, Planet SPA, Głęboko oczyszczająca maseczka błotna do
twarzy z minerałami z Morza Martwego – z tą maseczką mamy swoje wzloty i upadki. Lubię ją bądź nie, w zależności od tego, w jakim stanie jest moja skóra.
Avene, Woda termalna – letnie wybawienie i orzeźwienie. Ma cudny rozpylacz, który nie leje kroplami po mojej twarzy i nie chlapie po oczach. Uwielbiam!
Green Pharmacy, Krem do stop przeciw odciskom i zgrubieniom
Kwasy AHA i olejek cedrowy – śmierdziuch nad śmierdziuchami. Czułam go nawet, kiedy zakładałam na stopy grube skarpetki. W swoim działaniu całkiem przeciętny.
Dr Irena Eris, Provoke Amazing Lashes Mascara - dlaczego się nie lubimy? [klik]
Rimmel, Wonder'full Mascara with Argan Oil - dlaczego nasze spotkanie to absolutne nieporozumienie? [klik]
Essence, Get BIG Lashes 3 triple Black - dlaczego nasza znajomość była krótka? [klik]
Essence, Get BIG Lashes Volume Boost Mascara - przyjemny tani tusz, o którym pisałam w poście [tutaj].
Avon, Infinitize Mascara - niestety trafiło mi się tak felerne opakowanie, że tak naprawdę nie wiem jak działa ten tusz, ponieważ złamała mi się szczoteczka i została w opakowaniu. Smuteczek ;)
Avon,
Cienie złociście połyskujące White, Lilac, Deep Purple – jestem zmuszona je wyrzucić, gdyż ich data przydatności już dawno wyszła. Cienie jak cienie, nie były jakoś super mocno napigmentowane, ale wytrzymywały na mojej powiece przez dobrych 8 h bez bazy.
Bell, Deep colour eyeliner - liner w pięknym niebieskim kolorze, ale tak cholernie mocno 'przywierał' tym kolorem do powieki, że bywały dni, że niczym nie mogłam się go zmyć. Doprowadzał mnie do pasji, a że się przeterminował, to również wita się z koszem!
Avon, Żelowa kredka do oczu - kredka niczym masełko sunie po powiece. Malowanie kresek tym produktem, to naprawdę przyjemność. Moja czarna kredka faworytka!
Isa Dora, Jelly Gloss, 73 Poppy Papaya - przyjemny przezroczysty błyszczyk o arbuzowej barwie. Bardzo ładnie wyglądał na ustach, ale dość mocno się kleił i szybko zjadał. Sama nie wydałabym na niego tyle pieniędzy.
Dermena, Odżywka do rzęs i brwi - zużyłam ją do końca i o efektach pisałam [tu]. Drugiej relacji z testów nie opisałam, gdyż absolutnie nic nowego się nie wydarzyło. Dla zainteresowanych napiszę tylko, że po zakończeniu kuracji nie zauważyłam by moje rzęsy były osłabione, czy wypadały mocniej niż zwykle.
Avon, Lśniąca szminka Ultra Color, Apricot Glamour – o ile próbka tej szminki przypadła mi do gustu i podobał mi się jej efekt na ustach, tak pełnowymiarowe opakowanie okazało się być całkiem innym produktem. To nic innego jak zlepek ostrego brokatu, którego nie mogłam znieść na ustach.
Postarałam się, prawda? ;)