Moja pielęgnacja dłoni | Przypadek AZS | Ciężkie batalie
niedziela, lipca 09, 2017
Dla osoby takiej jak jak, dbanie o skórę dłoni jest priorytetowe, ale nie jest to zadanie łatwe. W zasadzie od dziecka borykam się z ekstremalnie suchą skórą dłoni i praktycznie do okresu ciąży ta niezwykle sucha skóra występowała tylko tam. Okazało się, że moje AZS ujawniało się u mnie w tak sprytny sposób i do wspomnianego momentu tłumaczyłam to sobie chłodem, mrozem, detergentami itd. Mimo, że używam wielu kosmetyków i bardzo dbam, by moja skóra dłoni by nie sięgała dna, to wystarczy np., że wypiorę coś ręcznie lub po prostu zanurzę dłonie w jakimś płynie do sprzątania i katastrofa gotowa. Skóra już wieczorem jest okrutnie przesuszona zaczyna pękać, a ranki wyglądające jak cięte żyletką, goją się długo, bolą i nie jest to nic przyjemnego.
Jeszcze kilka lat temu, wiecznie pozadzierane skórki były moją niechlubną wizytówką. Ja niestety sama podkręcałam ten stan. Dłubałam wszędzie, gdzie się tylko dało i cieszyłam się, że mogę coś oderwać. Teraz dopatruję się w tym podłoża nerwowego, wtedy takie natręctwo sprawiało mi początkowo wyraźną radość ;) Ból przychodził potem, bo goiło się to strasznie długo, a wyglądało jeszcze gorzej. Odkąd bywam w blogowym świecie, wiem, że istnieje coś takiego jak preparaty do usuwania skórek, dzięki którym całkowicie bezboleśnie mogę pozbyć się zbędnych przyrostów, zadziorów i sprawić, że moje dłonie będą sprawiały wrażenie zadbanych i eleganckich.
Początkowo uczepiłam się jak rzep psiego ogona tylko preparatu Sally Hansen, czy znanego już chyba przez wszystkich Instant Cuticle Remover, który jest dla mnie bezapelacyjnie najlepszy i obecnie już chyba najlepiej dostępny. Uzupełniam jego opakowania systematycznie. Świetnie zmiękcza i nawilża skórki, przez co bez problemu mogę odsunąć je drewnianym patyczkiem. Ma przyjemną żelową konsystencję i nie podrażnia wrażliwej skóry dłoni. W przypadku tego produktu przeklinam jedynie aplikator, który w zasadzie nie jest najgorszy, bo nie rozlewa specyfiku tak bardzo jak tubka, która kryje preparat do skórek firmy Eveline Cosmetics z serii Nail Therapy Professional. Ten mam czasem wrażenie, że jest nieco mocniejszy i przetrzymany na paznokciach robi im lekką krzywdę. Niestety chwila nieuwagi i przy delikatnych, osłabionych paznokciach możemy narobić sobie na nich kolejnych zadziorów. Nie polecam tego preparatu, jeśli np. dokonujecie matowienia płytki np. przy hybrydach. Moje paznokcie nie znoszą tego wówczas zbyt dobrze. W innych przypadkach radzi sobie świetnie, pozwala pozbyć się również delikatnych zgrubień, które czasem zdarzają mi się przy paznokciach. Chyba najmocniejszy z całej mojej trójki.
Ostatnim preparatem do skórek, który radzi sobie z nimi całkiem przyzwoicie jest Preparat opóźniający wzrost skórek marki Cztery pory roku. Jest chyba tym, którego używa mi się najwygodniej, ma precyzyjny aplikator, a używany systematycznie, pozwala cieszyć się ładnymi skórkami i paznokciami naprawdę dłuższy okres czasu. Dla osoby, która tak jak ja namiętnie wycina skórki, jest naprawdę nieoceniony ;)
Idąc dalej w temat dbania o skórki, które okalają paznokcie, nie mogę nie wspomnieć o oliwkach, olejkach, które aplikuję o ile mam na to czas i o ile o nich pamiętam. Niestety moje dziecko uwielbia wszelkie buteleczki z lakierami do paznokci, oliwkami, więc siłą rzeczy muszę chować je głęboko w szafkach, bo inaczej płytki w kuchni nie dożyją kolejnej zimy ;) To czego nie widzę, jest przeze mnie zapominane. Jednak staram się używać ich w miarę możliwości. Mam tylko dwie ananasową z Semilaca i różaną z Mollon PRO. Pierwsza przeznaczona głównie do skórek, stosowana dość sumienne, pozwala utrzymać skórki w dobrej kondycji. Jest przezroczysta i łatwa w aplikacji. Druga, może być wcierana również w kruche i łamliwe paznokcie, przez co poprawiamy kondycję nie tylko skórek, ale i samych paznokci (co nie znaczy, że tej poprzedniej nie można!). Osobiście wolałabym by nie pływały w niej kawałki płatków ;) Obie moim zdaniem działają na skórki podobnie i w zasadzie nie widzę między nimi większej różnicy.
Przechodzimy do czegoś bardziej konkretnego, czyli do kremów. W swoim życiu przetestowałam ich bardzo, bardzo dużo i powiem szczerze, że tylko ta poniższa garść spełnia moje wysokie oczekiwania. Nie zadowalają mnie kremy wodniste, delikatne, działające tylko w momencie, kiedy są na mojej skórze. Marnują jedynie mój czas i nadwyrężają cierpliwość.
Kremem, który jako pierwszy dobrych kilka lat temu, poradził sobie z moją ekstremalnie suchą skórą jest Skoncentrowany krem firmy Neutrogena. Jest bardzo gęsty, zbity i czasami ciężko wydobyć go z tubki, szczególnie jeśli nałyka się ona powietrza ;) Wiem, że wiele osób narzeka na jego tłustość, rodem z wazeliny, ale w moim przypadku wchłania się niemalże do końca i pozostawia na skórze jedynie delikatny, gładki film. Stosuję go głównie na noc, bywa, że muszę dołożyć go dwu, trzykrotnie, by rano skóra była w stanie, który mnie cieszy. Zimą często jest w cenie promocyjnej i bywa, że możemy go kupić np. z innym kremem lub szminką Neutrogena. Opakowanie wydaje się małe, szczególnie dla osób, które zużywają kremy do rąk, jak wodę, ale nic bardziej mylnego, jest bardzo wydajny i czasem mam wrażenie, że tubka nie ma końca.
Tańszym zamiennikiem czerwonej Neutrogeny jest odkryty przeze mnie tej zimy, całkiem przypadkiem krem marki Cien, czyli SOS Hand Concentrate. Jest mniej gęsty, trochę lepiej rozprowadza się na skórze dłoni, ale jest nieco bardziej lepki i czuć to na dłoniach, więc w ciągu dnia używałam go np. tylko przed wyjściem na zewnątrz i wówczas, gdy wiedziałam, że będę nosiła rękawiczki. Kosztuje coś ok. 3 zł, czyli trzy, a czasami nawet cztery razy mniej niż wspomniany wyżej koncentrat. Powiem szczerze, że w najlepszych snach nie przyszłoby mi do głowy, że odkryję takie cudo w Lidlu!
Jakieś 3 lata temu, właśnie za sprawą bloga, poznałam krem marki Evreē i był to Regenerujący krem do rąk do bardzo suchej i podrażnionej skóry. Działanie kremu jest nieco słabsze, niż w przypadku poprzedników, ale do dziennego, wielokrotnego stosowania, również na zewnątrz jest rzeczywiście bardzo dobry. Przyjemnie wygładza skórę i dość szybko doprowadza ją do względnego stanu, bez ranek, pozadzieranych skórek. Niweluje szorstkość, która jest dla mnie bardzo kłopotliwa. Często wstydzę się, że moje dłonie przy innych wypadają jak tarka. Walczę z tym, ale nie jest to takie proste jak mogłoby się wydawać.
O dobrą kondycję mojej skóry (dłonie, łokcie) w ciągu dnia potrafi zadbać również Odżywczy krem do rąk, stóp i łokci firmy Avon. Marka ma swoim zwolenników i przeciwników, mniejsza o to - ja po prostu lubię ten krem za działanie i to, że potrafi przynieść ukojenie mojej skórze, wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebuje. Nie robią tego np. często wychwalane kremy L'Occitane. Każdy z nich okazał się być dla mnie kompletną porażką i cieszę się, że nie wydawałam na nie pełnej sklepowej kwoty. Przyzwoita okazała się jeszcze być Maść tłusta z olejem konopnym marki INDIA, zwykły olej konopny czy testowany ostatnio przeze mnie olej z pestek śliwki, który pachnie obłędnie!
Moim najdroższym odkryciem wśród produktów do rąk okazała się linia kosmetyków firmy Mavala dostępna w Douglasie. Pierwsze egzemplarze, tzn. krem i maskę do rąk dostałam na imieniny od męża, kolejne opakowania kupiłam już sobie sama ;)
Na wykonanie Odmładzającej maseczki do rąk Mavala potrzebuję raz w tygodniu ok. 30 minut. Uwierzcie lub nie, ale nie zawsze jest to wykonalne ;) Moje dziecko ciągle uważa, że sen jest dla słabych ;) Jest to zabieg pielęgnująco - złuszczający. Nakładamy dla dłonie ilość produktu, która nieco przekracza normalną porcję kremu i wykonujemy masaż. Drobinki peelingujące delikatnie ścierają martwy, szorstki naskórek, w czasie relaksującej gimnastyki, po czym nakładamy na dłonie parę rękawiczek, które są dołączone do zestawu ...i czekamy ;) Skóra po zabiegu jest nawilżona i bardzo gładka.
Mava+ Extreme Cream, to krem, który świetnie niweluje zaczerwienienia, jest niezwykle kojący i bardzo odżywia skórę moich dłoni. Określany jest mianem intensywnej kuracji na dzień dla dłoni bardzo suchych i bardzo zniszczonych. W ciężkich przypadkach, kiedy mam już sączące się ranki, potrafi zdziałać cuda już w ciągu jednej nocy i to bez użycia ekstremalnie grubej warstwy kremu. Ubolewam bardzo nad ceną, ponieważ 69 zł za opakowanie mieszczące 50 ml, to nie jest mały wydatek. W czasie promocji jest cena zazwyczaj spada o połowę, wtedy naprawdę warto się na niego skusić.
Ważnym elementem pielęgnacji moich dłoni, jest wybór odpowiedniego mydła. Nie znalazłam idealnego. Nie znalazłam takiego, które zadowalałoby mnie w 100 %. Lubię jednak (chyba na równi) mydło w płynie Dove w wersji tradycyjnej i mydło Yope o zapachu werbeny. Powiem szczerze, że do momentu, kiedy nie spróbowałam Yope, byłam przekonana, że jest to mydło cud. Jednak nie odkryłam w nim niczego, czego nie znalazłam w tańszym Dove. Kupuję je zamiennie, w zależności od ceny.
Ostatni element, czyli rękawiczki. Pierwsze typowo pielęgnacyjne, to Rękawiczki regenerujące (dwustopniowy zabieg wygładzający) marki Lirene. Część pierwsza zabiegu, będąca peelingiem doskonale pomaga pozbyć się wszelkich zadziorów i suchych skórek. W zasadzie dzieje się to błyskawicznie. Skórka roluje się aż miło! ;) Podobne działanie ma peeling cytrynowy do twarzy firmy Mizon. Część druga, jest już odpoczynkiem i relaksem z rękawiczkami, wypełnionymi dobroczynnym płynem. Powiem szczerze, że po pierwszym takim zabiegu, byłam bardzo zdziwiona i zadowolona jednocześnie. Zdziwiona, bo nie oczekiwałam aż tak dobrych efektów, a zadowolona - wiadomo. Komplet kosztuje ok. 15 zł, więc nie jest to aż tak duży wydatek. Zabieg stosuję dwa razy w miesiącu. Skóra po takim rytualne jest gładka jak po wyjściu z salonu kosmetycznego ;)
Drugie rękawiczki, to oczywiście te na chłód i zimno. W tym roku zima nas rozpieszczała i ja swoją parę rękawiczek, nosiłam jeszcze z początkiem maja. Niestety temperatury nieprzekraczające 10 stopni, są dla moich dłoni okrutne. Przez ostatnie dwa lata zimowe spacery nie należały do najspokojniejszych. Spacer z dzieckiem, przynajmniej u mnie, wiąże się z częstym zdejmowaniem rękawiczek, a to nie służy mojej skórze. Mamy nie mają lekko i muszą zatem często uzbrajać się w dodatkowe, drugie lub nieco grubsze modele ;)
Tak całkiem ogólnie przedstawia się moja armia, przeznaczona do walki o ładniejszą i zdrowszą skórę dłoni. Jeśli podobnie jak ja borykacie się z AZS, to serdecznie polecam Wam wypróbować moje typy.
26 komentarze
miałam 95 % kosmetyków, które tu prezentujesz, nie mam AZS ale łuszczycę i bardzo suchą skórę. najlepiej sprawdzają się u mnie produkty z dużą zawartością moczniku -dłonie je kochają.
OdpowiedzUsuńŁuszczycę mam na skórze głowy i tam mocznik od czasu do czasu potrafi coś zdziałać. Na dłoniach u mnie nie daje nic :(
UsuńMoim ukochanym szamponem, który pomaga mi jak nic innego, lepiej od dermovate w płynie itp jest siarkowy leczniczy sulphur. gdy pojawi się duża łuska z którą nie daje już sobie rady to używam tego szamponu. zostawiam na kilka min i spłukuję. działa rewelacyjnie. polecam . łuszczyca na skórze głowy jest najgorsza ze wszystkich szczególnie dla nas kobiet
UsuńJa bez kremu do rąk nie wyjdę z domu, zawsze musze mieć go przy sobie. Ostatnio również nie mogę doprowadzić moich dłoni do dobrego stanu, wiecznie są suche. U mnie świetnie sprawują się kremy do rąk z Indigo, pięknie pachną i można nabyć w idealnie małych opakowaniach do torebki! ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio też poznałam i polubiłam olej konopny ;p mydła dove jeszcze nie miałam okazji poznać, ale werbenę z yope bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńSporą część znam :). SH też regularnie uzupełniam, a do kremów do rąk przekonałam się niedawno. Zawsze jakiś miałam, jednak zawsze też miałam problem z regularnością i chęcią stosowania. Nie lubię czekać, aż się wchłoną :D
OdpowiedzUsuńZnam kilka produktów, które tu pokazałaś. Co prawda ja nie mam takich problemów, ale zdarza się, że moja skóra na dłoniach mimo pielęgnacji staje się bardzo sucha. W pracy mamy suszarki i kiepskie mydło w płynie....To połączenie dla moich rąk jest zabójcze. Dlatego dobry krem to podstawa. Bez tego ani rusz :P
OdpowiedzUsuńPodsyłam Twój post bratu, on ma dokładnie takie same problemy z dłońmi :/
OdpowiedzUsuńOj współczuję, na pewno odczuwasz dyskomfort.Ja mam suchą skórę I czasami,zwłaszcza zimą stosuję lekki podgrzaną oliwę, na nic. Daje świetne efekty.
OdpowiedzUsuńNiewesoło masz z tymi dłońmi:(
OdpowiedzUsuńJa kiedyś namiętnie używałam tego kremu Neutrogeny. Chyba z 10lat:D Uważam, że jest świetny:) ten krem planet spa Avon też lubię, za działanie i za zapach;)
Fajne produkty prawie wszystkie mialam lub mam i bardzo je lubie. Obecnie odkrylam serum do paznokci z Evree polecam :D
OdpowiedzUsuńJejku, straszne, że masz coś takiego - wiesz, normalnie człowiek nie zdaje sobie spraw z takich rzeczy, do momentu, aż jego to nie dotnie. To naprawdę musi być uciążliwe... - a do sprzątania koniecznie rękawiczki, czy to też nie pomaga?
OdpowiedzUsuńAZS to trudny orzech do zgryzienia. Cieszę się, że sama się z tym nie borykam.
OdpowiedzUsuńmialam cien ale dla mnie za gesty i za tlusty. Ja w ogole rzadko kremuje dlonie choc z tym walczę zeby bylo to jednak czesciej. Ja kocham krem weledy niestety mi sie skonczyl ale byl dla mnie ideałem. A ten sally hansen planuje nabyc do skorek i tak schodzi i schodzi ;)
OdpowiedzUsuńMam oliwkę z Semilac - kokosowa :) jest boska!
OdpowiedzUsuńNie za fajnie, jeśli tak masz z dłońmi, ale trzeba je jakos ratować ;)
OdpowiedzUsuńAZS jest niestety ciężkie, ja mam łuszczycę, ale na całe szczęście w miejscach, które są zakryte i w małych wykwitach.
OdpowiedzUsuńWspółczuję AZS, z powyższych produktów nic nie miałam
OdpowiedzUsuńTak się składa, że używałam sporo z tych kosmetyków, na przykład bardzo lubię ten preparat Sally Hansen.
OdpowiedzUsuńNa pewno jest to cięzki orzech do zgryzenia problem ze skórą dłoni, mi na szczęście wystarczają naturalne kosmetyki, które często też robię sama z naturalnych produktów. Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńNie miałam nigdy kremu Cien, ale słyszałam, że jest dobry :)
OdpowiedzUsuńZ przedstawionych przez Ciebie produktów używałam sally hansen do skórek - mistrzostwo :) Krem do rąk marki Evree - mój ulubieniec oraz mydło Yope - taki średniak :)
OdpowiedzUsuńMoja koleżanka ma dokładnie ten sam problem, jej dłonie są mega suche a dodatkowo wszystko ją uczula ;) u mnie czasem sally hansen nie daje rady
OdpowiedzUsuńbez olejków do skórek nie wyobrażam sobie pielęgnacji :D a ten zabieg z lirene muszę wypróbować :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten preparat do skórek z Sally Hansen :) Ja mam tak strasznie przesuszone skórki, że muszę codziennie wieczorem je olejować, inaczej wyglądałyby tragicznie :/
OdpowiedzUsuńWow to potężny arsenał jest :P Ja mam raczej mało problematyczne dłonie, tudzież mało na nie zwracam uwagę. Choć zimą po spacerach z synem, różnie to bywa, więc ciągle szukam cud kremu :P
OdpowiedzUsuńCześć! Mam na imię Aneta i czytam wszystkie komentarze, które zostawiacie. Chętnie na nie odpowiadam, jeśli tylko mam czas :)
Przyznaję, że usuwam spam :)
Jeśli chcesz napisać do mnie całkiem prywatnie, korzystaj z maila: espe.blog@gmail.com
Pozdrawiam!