BALANCE T-zone | Floslek | Zapanuj nad swoją skórą

czwartek, lipca 05, 2018

Pielęgnacja skóry z niedoskonałościami jest bardzo trudna. W poprzednim miesiącu pisałam Wam o kuracji, którą przeprowadzałam przy użyciu produktów marki Synchroline. Byłam z niej bardzo zadowolona. Pisząc tamtego posta, miałam już w domu gotową do otwarcia kolejną serię, tym razem od firmy Floslek. BALANCE T-zone to nowa seria, która przeznaczona jest do pielęgnacji skóry problematycznej w każdym wieku, takiej która jest tłusta w strefie T i przesuszona na policzkach.

Główne zadania kosmetyków z serii BALANCE T-zone:
  • przywrócenie równowagi między przetłuszczającymi i przesuszającymi się partiami skóry,
  • zmniejszenie i rozjaśnienie śladów po niedoskonałościach,
  • redukcja nadmiaru sebum, detoksykacja i zwężenie porów.
Krok 1: Peeling i oczyszczanie

Gommage Peeling z kwasami AHA - to ekspresowy peeling, który już po pierwszym użyciu głęboko oczyszcza, usuwa zrogowaciały naskórek i zmniejsza uczucie szorstkości. Regularnie stosowany odblokowuje i zmniejsza pory, redukuje natłuszczenie oraz poprawia kondycję skóry. Gommage Peeling z kwasami AHA (pH 1,75 – 2,4) zawiera odpowiednio dobrane kwasy owocowe, które działają wybiórczo na skórę, doprowadzając do jej łagodnego złuszczenia. Sposób złuszczania nazywany jest często „gumkowaniem”. Kwasy owocowe AHA skutecznie złuszczają martwy naskórek, dzięki czemu skóra jest odświeżona a niedoskonałości widocznie wygładzone. Kwas migdałowy (1%) sprawia, że cera staje się jaśniejsza, bardziej napięta, lepiej nawilżona. Wpływa również korzystnie na zwężenie porów oraz zmniejsza łojotok. Nie powoduje przy tym zaczerwienienia ani podrażnień. Ekstrakt z aceroli przyspiesza regenerację naskórka, głęboko nawilża i ujędrnia skórę.

Myślałam, że nic nie przebije mojego ulubionego peelingu cytrynowego firmy Mizon, ale Floslek stworzył mu nie lada konkurencję. Jest równie mocno skuteczny i równie szybko przynosi spodziewane efekty, przy tym jest naprawdę delikatny. Producent zaleca początkowo używać go codziennie, ale nie przesadzałabym w tym kierunku, ponieważ to złuszczanie jest naprawdę widoczne i daje efekt już po pierwszych dwóch razach. To co odróżnia go od cytrynowego Mizona, to z pewnością zabawny stan skóry po wykonaniu pierwszego zabiegu. Nie wiem czy pojawia się to u wszystkich osób, które używały tego kosmetyku, ale w miejscach na brodzie, gdzie miałam sporo podskórnych grudek i krostek, skóra nie zeszła lub pozostała i pozbijała się w kuleczki ;) Niestety zmuszona byłam usunąć ją mechanicznie, gdyż skóra wyglądała momentami jak skóra, która schodzi nam po nieuważnym opalaniu się. Po kolejnych zabiegach, było już tylko lepiej, ponieważ skóra nabierała wyraźnej gładkości, a to co przed całą kuracją kryło się jeszcze pod jej powierzchnią, systematycznie wychodziło na wierzch ;) Był to oczywiście dłuższy proces, ale myślę, że stan obecny mojej twarzy bez makijażu jest naprawdę bardzo dobry, w porównaniu z tym co działo się z nią przez ostatnie ponad pół roku. Przebarwień po niedoskonałościach mam jeszcze sporo, ale wiem, że pozbywanie się ich, to proces dłuższy i pewnie w niektórych przypadkach nie zadowoli mnie w stu procentach.
Wracając do peelingu, to radziłabym używać go rozsądnie i w oparciu o obserwacje własnej skóry. Nie sugerujcie się częstotliwością podaną na opakowaniu, bo myślę, że w ten sposób niejedna osoba może sobie naprawdę zaszkodzić. Szczególnie, kiedy sięga po taki produkt w porze roku, która obfituje w słońce i dłuższy czas przebywania pod gołym niebem. Kosmetyk jest mało drażniący, jeśli wykonujemy peeling wg instrukcji i nie przetrzymujemy go na skórze. Wyraźnie usuwa zrogowaciały naskórek i zmniejsza uczucie szorstkości. Efekt rolującej się skóry, na pewno zaskoczy nie jedną osobę. Osobiście uwielbiam ten efekt i tak jak w przypadku peelingu firmy Mizon, tego też używam również do dłoni i stóp ;) Już po kilku użyciach widać, że skóra naprawdę się zmienia  i nabiera nowej aury. Kosmetyk ma postać dość rzadkiego żelu i w łatwy sposób możemy go rozprowadzić na skórze. Ja zwykle używam go na już nie mokrą, ale dopiero co otartą z wody skórę. Wówczas aplikacja jest znacznie wygodniejsza i mam wrażenie cały proces peelingowania przynosi lepsze efekty.



Krok 2: Wieczorna detoksykacja

Instant detox 2 w 1 Glinka myjąca - 2 – funkcyjny preparat oczyszczająco - pielęgnacyjny do cery tłustej i mieszanej na twarz, szyję i dekolt. Codzienne mycie (1/) daje efekt idealnie czystej i matowej skóry, a aplikacja w postaci maski (2/) wygładza, detoksykuje i wyraźnie poprawia jej kondycję. Polecany osobom w każdym wieku. Glinka kaolinowa skutecznie redukuje nadprodukcję sebum, detoksykuje i dotlenia oraz reguluje metabolizm skóry. D-pantenol (Prowitamina B5) regeneruje, nawilża i wygładza skórę, a olej z róży górskiej, dzięki wysokiej zawartości witaminy A oraz nienasyconych kwasów tłuszczowych (głównie kwas linolowy oraz kwas linolenowy), posiada silne właściwości regenerujące, zmiękczające, wygładzające i nawilżające.

Myjąca glinka to najtrudniejszy dla mnie kosmetyk z całej czwórki i chyba przypisuję jej najmniej korzyści dla mniej skóry. Nie potrafiłam się przekonać, by używać jej codziennie jako typowego środka myjącego. Trudno było mi przejść przez trochę uciążliwe zmywanie tego produktu. Nie korzystały też na tym moje oczy, które mimowolnie ulegały podrażnieniu, więc skupiłam się jedynie na tej drugiej funkcji, czyli glinka w postaci maski. Produkt ten nakłada się na twarz nieco przyjemniej niż samą glinkę, którą rozrabiamy sobie w zaciszu domowym. Jest to środek, który jest znacznie bardziej kremowy, ale tak jak w przypadku typowej maski glinkowej pozostawia uczucie rzeczywiście czystej i skrzypiącej skóry. Zabarwienie kosmetyku idzie w kierunku beżowym, ale w żaden sposób nie przekłada się to na kolorowanie skóry. Osobiście stosowałam glinkę myjącą dwa, czasem trzy razy w tygodniu i pozostawiałam na skórze ok. 10 - 15 minut.


Krok 3: Nocna pielęgnacja, zmniejszenie niedoskonałości

Krem korygujący z kwasami AHA i PHA - Krem pielęgnuje skórę mieszaną, tłustą w strefie T (czoło, nos, broda) i często przesuszoną na policzkach. Przywraca równowagę między przetłuszczającymi i przesuszającymi się partiami skóry oraz zapewnia optymalny poziom nawilżenia w obu strefach. Zmniejsza widoczność niedoskonałości, poprawia wygląd i kondycję skóry - staje się ona aksamitnie gładka i rozjaśniona. Polecany dla osób w każdym wieku. Dzięki połączeniu kwasu laktobionowego i migdałowego krem (pH 3,5 – 4,5) delikatnie złuszcza martwy naskórek, ogranicza powstawanie zaskórników i redukuje wydzielanie sebum w strefie T. Intensywnie nawilża, stymuluje produkcję kwasu hialuronowego oraz wzmacnia mechanizmy naprawcze.

Jest to kosmetyk, który w moim subiektywnym rankingu uchodzi na cudownego ulubieńca. Drugi z całej czwórki, który wpasował się w moje oczekiwania wprost idealnie. Nie podrażnia i nie uwrażliwia skóry, a znacząco poprawia wygląda skóry w zasadzie już po dobrym tygodniu systematycznego stosowania. Ciężko opisać efekt, który uzyskuje się w czasie stosowania tego kremu, ale wyobraźcie sobie, że jest to mniej więcej sytuacja z pogranicza komedii romantycznej, kiedy wstajecie rano, przeglądacie się w lustrze i mówicie sobie: "O Matyldo, jak pięknie dziś wyglądam!" ;) Skóra po tym kremie naprawdę promienieje i z każdym kolejnym dniem stosowania wygląda coraz lepiej. Wiadomo, że w tym przypadku stosowałam całą serię BALANCE T-zone, ale śmiało mogę stwierdzić, że zdecydowanie najlepsze efekty uzyskuje się stosując peeling i ten właśnie krem. Skóra staje się po tym właśnie duecie bardzo gładka i przyjemna w dotyku. Naprawdę rzadko można uzyskać taki efekt i to przy użyciu kosmetyków, które są tak łatwo dostępne. Krem korygujący ma postać bardzo lekkiego kremu i jak to w przypadku takich kremów bywa, pachnie dość chemicznie, ale jest to niestety uzasadnione zawartością tubki. Skóra po aplikacji kremu delikatnie się klei. Jeśli użyjemy go zaraz przed udaniem się w krainę snu, to niestety przykleimy się delikatnie do poduszki, dlatego sugeruję by używać go trochę wcześniej. Krem nie powoduje nieprzyjemnego ściągnięcia skóry. Nie zauważyłam by podrażniał, czy też powodował szczypanie skóry, nawet w najbardziej wrażliwych strefach skóry mojej twarzy. Jestem zaskoczona, że nie przesuszał mojej skóry, która nawet latem potrafi płatać takie figle. Bardzo polecam!


Krok 4: Dzienna pielęgnacja: przywrócenie równowagi i wyrównanie kolorytu skóry

Krem normalizujący SPF 10 - Krem skutecznie pielęgnuje skórę mieszaną, tłustą w strefie T (czoło, nos, broda) i często przesuszoną na policzkach. Przywraca równowagę między przetłuszczającymi i przesuszającymi się partiami skóry oraz zapewnia optymalny poziom nawilżenia w obu strefach. Redukuje nadmiar sebum, chroni przed przesuszeniem i poprawia ogólny wygląd. Konsystencja nie obciąża skóry a krem doskonale się wchłania. Skóra jest aksamitnie gładka i matowa oraz odzyskuje naturalny, zdrowy koloryt. Polecany osobom w każdym wieku. Egzopolisacharyd pozyskiwany z planktonu morskiego u wybrzeży Bretanii, wchłania na zasadzie gąbki produkowane sebum i nie absorbuje wody, co powoduje dodatkowe nawilżenie suchych partii skóry. FitoVIT complex (wyciąg z mydlnicy, skórki cytrynowej, łopianu, szałwii, bluszczu, rukwi wodnej, morszczynu, kasztanowca, drożdży oraz witamin z grupy B) oczyszcza i nawilża skórę, redukuje wydzielanie sebum oraz przywraca równowagę w mikroflorze skóry. 

Obecnie podstawa mojej pielęgnacji dziennej to właśnie krem mieszczący się w tej niepozornej miętowej tubce. Jest zdecydowanie bardziej gęsty i w swej konsystencji bardziej treściwy, niż krem, którego należy używać na noc. Potrzebuje dłuższej chwili, by wchłonąć się i poprawnie przyjmować podkład w czasie moich porannych rytuałów łazienkowych ;) Jego pierwsze imię to na pewno pielęgnacja, ponieważ rzadko się zdarza, by krem rzeczywiście działał optymalnie na skórę typowo mieszaną. Ten krem spełnia swoje zadanie w stu procentach - kontroluje strefę T, a jednocześnie opiekuje się skórą na policzkach, która wymaga delikatniejszej formy na dzień. Makijaż po tym kremie, w moim przypadku, wytrzymuje na twarzy bez błysku znacznie dłużej, niż po kremie marki Synchroline, który stosowałam dotychczas. Zauważyłam, że nawet pod koniec dnia, kiedy skóra zwykle potrzebuje już tylko demakijażu i czegoś kojącego, nie pojawiają mi się na skórze zaczerwienienia. Krem ten nie działa drażniąco i wysuszająco, co często obserwuję w przypadku kremów normalizujących. Skóra utrzymuje rzeczywiście optymalny stopień nawilżenia, co w moim przypadku i po moich wczesnowiosennych tegorocznych przejściach, jest naprawdę bardzo ważne.


Stosowanie całej serii kosmetyków kierujących się w jedną stronę, jest znacznie łatwiejsze, niż wyszczególnianie pojedynczych jej składników, produktów Niestety rzadko mam okazję i chęć, by zaopatrywać się w pełne zestawy do pielęgnacji mojej cery. Z drugiej strony, tak jak w przypadku serii BALANCE T-zone, nie wszystkie kosmetyki uważam za potrzebne mojej skórze (patrz: glinka myjąca). Nie mniej uważam, że nowa seria zaproponowana przez firmę Floslek to mała rewolucja na na naszym rynku. Przez 35 lat mojego życia i jego połowę przeznaczoną na walkę o ładną cerę, przetestowałam multum kosmetyków, które miały zapewnić efekt wow. Tutaj nikt takich efektów nie obiecuje, ale zapewnia kompleksową pielęgnację, która ma nas kierować na drogę do zdrowej, ładnej cery. Wiadomo, że kluczem jest tutaj stan wyjściowy naszej skóry. Moja cera mieszana, z tendencją do przesuszeń, nie jest łatwym obiektem pielęgnacyjnym. Dodatkowo w dużej mierze,  moje problemy z cerą są wynikiem nieprawidłowej gospodarki hormonalnej, która przy PCOS zwykle przysparza mniej lub więcej problemów. Od mniej więcej połowy lutego tych problemów jest więcej, ale w tym tygodniu po raz kolejny oznaczyłam poziom moich hormonów i myślę, że widzę światło w tunelu. Kosmetyki firmy Floslek bardzo pomogły mi zapanować nad stanem mojej skóry twarzy. Myślę, że nawet bez uprzedniej kuracji z marką Synchroline, poradziłyby sobie równie dobrze. Obserwuję znaczną poprawę kondycji mojej skóry, gdyż gołym okiem widać, że pory są bardzo czyste, skóra jest przyjemnie gładka i w sumie poza przebarwieniami (które mozolnie znikają) i kilkoma zmianami na brodzie, nie mam w zasadzie na co narzekać. Oczywiście stosowanie filtrów w mojej obecnej sytuacji to absolutne być albo nie być i wystawianie się na słońce będzie totalnym zabójstwem, ale po tej kuracji i na przestrzeni ostatniego półrocza moja skóra nie wyglądała lepiej ;)

10 komentarze

  1. Uwielbiam ten peeling :) po pierwszej aplikacji też miałam takie kuleczki, ale na linii żuchwy. A stosuję go maksymalnie dwa razy w tygodniu. Nie ma co przesadzać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe jest to, że ta skóra na początku tak się mocno trzyma w tych trudnych miejscach :D

      Usuń
  2. zestaw znam, bardzo fajna opcja dla mojej cery

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbia tą serię, nawet przy mojej normalnej skórze rewelacyjnie się sprawdza.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiele dobrego słyszałam już o tej serii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapowiadała się obiecująco i naprawdę spełnia moje oczekiwania :)

      Usuń
  5. Na ten peeling mam ochotę odkąd się pojawił :). Dużo dobrego o nim można przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń

Cześć! Mam na imię Aneta i czytam wszystkie komentarze, które zostawiacie. Chętnie na nie odpowiadam, jeśli tylko mam czas :)

Przyznaję, że usuwam spam :)

Jeśli chcesz napisać do mnie całkiem prywatnie, korzystaj z maila: espe.blog@gmail.com

Pozdrawiam!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
50% rabatu na ponad 100 tytułów!