Grudniowe nowości objawiają się dziś w towarzystwie gwiazdek i jeszcze świątecznego klimatu. W zasadzie chyba kilka z tych rzeczy kupiłam jeszcze w listopadzie, ale z racji tego, że grudzień był bardzo chorobowy i całkiem nie do ogarnięcia, po prostu nie pamiętam co kiedy przytargałam.
Manifesto YSL już jakiś czas było na mojej liście zakupowej, ale ten egzemplarz dostałam od Mikołaja ;) Utarło się już, że domowe Mikołaje mają wgląd do list, na których znajdują się rzeczy, które chcielibyśmy sobie kupić lub dostać w najbliższym czasie.
Mini zestaw Coconut Glow On The Go pod szyldem Marc Jacobs, wypatrzyłam w Sephorze zaraz na początku świątecznej gorączki prezentowej. Zamówiłam sobie więc trochę błysku z dostawą do domu ;)
Dwie Lolity to efekt ceny na do widzenia w drogerii Rossmann. Biała Elle L'aime nie zachwyciła mnie wprawdzie tak, jak Lolita Lempicka, ale też nadaje się do zużycia.
Pojawiły się u mnie dwa kremy do zadań specjalnych (przy kuracji retinolem) i postawiłam na La Roche Posay Cicaplast Balm B5 SPF50 i Cicabio Creme marki Bioderma.
Uroczy zestaw Ceramidin Dr.Jart+ kupiłam przy okazji, gdy taki sam sprawiłam Ewelinie. Po prostu urzekło mnie to żółte opakowanie!
Najbardziej poszukiwany i pożądany przeze mnie krem końcówki roku 2019, to na pewno Egyptian Miracle, czyli krem - ratunek do twarzy, ciała i włosów marki Eveline. Nie było łatwo kupić go stacjonarnie ;)
Kolejnymi nowościami Eveline, za którymi goniłam nieco mniej, były urocze tubki z kremami I Love Vegan Food. Kupiłam trzy różne wersje, chociaż te maleńkie tubki wcale nie są takie tanie jak można by było sobie w pierwszej chwili pomyśleć ;)
Skusiłam się też na podkład Selfie Time, ale niestety wybrałam tubkę o jeden numer za ciemną na tę chwilę i muszę się posiłkować rozjaśniaczem do podkładów.
Pewnego dnia Rossmann albo pomylił ceny albo wystawił zestaw Bielendy w naprawdę atrakcyjnej cenie i stwierdziłam, że za mniej niż 30 zł mogę go przygarnąć.
Dodatkowo przy kolejnych zakupach kupiłam jeszcze kolejny produkt z serii Fresh Juice, tym razem w wersji rozświetlającej i Żel micelarny do mycia twarzy w wersji detoksykująco - najwilżającej z serii Black Sugar Detox.
Tak narzekałam, że Incandessence w wersji Lotus słabo przypomina Daisy, że chyba zapomniałam wspomnieć, że sam zapach jest w sobie naprawdę ładny i na co dzień do pracy, jest jak najbardziej w porządku. Kupiłam już trzeci flakon ;)
Mam nadzieję, że macie się w Nowym Roku naprawdę dobrze.
Ja niestety znowu jestem chora :(