Czas biegnie. Nie oglądam się jakoś natarczywie wstecz, ale mamy już prawie połowę stycznia. Przełomowy dzień Nowego Roku już dawno za nami. Już dawno wróciłam do pracy, by napisać oceny dla moich wychowanków i dotrwać do ferii ...i swego rodzaju odpoczynku. Za oknem zima. Moje Dziecko uradowane, ja trochę mniej. Mało ważne. To chyba najlepszy czas na regenerację ;) Dopiero dziś przychodzę z postem upamiętniającym moje grudniowe nowości. Totalna dezorganizacja ;)
Jedna z świątecznych promocji w Rossmannie skłoniła mnie do kupienia kolejnego flakonika. Tym razem postawiłam na Lacoste Eau de Lacoste Pour Femme. Do momentu zakupu żyłam fantazjami opierającymi się na opiniach w Internecie. Teraz już chyba wiem, że moja zapachowa intuicja nie myliła się. Jestem zadowolona z zakupu.
Mój osobisty Mikołaj też pamiętał m.in. o kremikach (tak moje prezenty określiła córka!) i chyba wiedział, że szkoda mi było kolejny raz inwestować w małą tubkę cud, czyli krem marki Mavala, który chwaliłam tutaj już kilka razy. Krem do rąk marki Orphica jest natomiast dla mnie totalną nowością. Mam nadzieję, że będzie dla mnie równie dobry.
Jeśli w najbliższym czasie jakimś dziwnym trafem nabiorę koloru, to będzie ro zasługa (albo i nie) Skoncentowanych kropli samoopalających spod skrzydeł DAX Sun. Czuję się blado, wyglądam blado... chyba czas to zmienić.
Przekraczając któregoś dnia progi LuxMedu trafiłam na jego terenie do drogerii, która zaopatrzona była w kosmetyki do włosów Anwen. Kupiłam całkiem w ciemno Odżywkę do włosów o wysokiej porowatości i Olej marakuja. Oba kosmetyki przeznaczone do włosów o wysokiej porowatości, czyli takich jak moje. Mam nadzieję, że mój eksperyment włosowy będzie trafny.
Paradoksalnie, w okresie Bożego Narodzenia, kupiłam dwie jajkiem osławione nowości marki Isana Young, czyli peeling i piankę Egg White. Wykorzystałam już chyba wszystkie zapasy moich kosmetyków do oczyszczania twarzy, ostatki są w użyciu, więc czuję się rozliczna z tego zakupu.
Dzięki drogerii Hebe, trafiła do mnie nowe seria marki Bielenda, czyli Vege Detox. Zestaw, który mam okazję poznać składa się z nawilżającej maseczki, serum, płynu micelarnego i kremu. Wszystkie kosmetyki widnieją pod szyldem brokuła i dyni.
Dawno nie wspominałam o marce Fitomed, ale w grudniu przyszedł czas odświeżenia marki i tym samym przywędrował do mnie Olejek miejski i Esencja nawilżająca. Oba kosmetyki przeznaczone są do cery mieszanej.
Jak widzicie, moja powściągliwość kosmetyczna ma się całkiem dobrze. Nie kupiłam wiele, nie dostałam wiele, więc był czas by zużywać to co zajmuje szafki. Mam nadzieję, że najbliższy rok ograniczy moje kosmetyczne zbieractwo. Nie mylcie tego proszę z minimalizmem kosmetycznym, bo do takiego mi naprawdę daleko, ale moje serce krwawi przy każdym przeterminowanym kosmetyku. Zima to dobry czas na zużywanie ...i oszczędzanie ;)
Niech moc będzie z Wami!