Nie jest łatwo znaleźć róż idealny. Róż, który nie będzie wyglądał na twarzy karykaturalnie i jednocześnie zachwyci kolorem na tyle, że nie będzie się chciało szukać już całkiem innego. Ja zdecydowanie wybieram róże wpadające w tony brzoskwiniowe. Dzieje się tak głównie dlatego, że te różowe bezwzględnie podkreślają u mnie wszystkie niedoskonałości, z którymi przychodzi mi się często borykać. Róż marki Lily Lolo w kolorze Life's A Peach to nic innego jak dojrzała w słońcu brzoskwinia, która dodaje świeżości, nawet mojej często zmęczonej twarzy, dając przy tym cały czas bardzo naturalny efekt. Polubiłam go bardzo i w zasadzie towarzyszył mi przez cały sezon wakacyjny.
Life's A Peach to satynowy róż prasowany, który wiedziałam, że prędzej czy później będę miała ochotę przetestować na sobie. Chociaż początkowo bałam się jego intensywności, bo jego pigmentacja zasługuje na piątkę z plusem, to okazał się moim pięknym przyjacielem. Produkt jest bardzo delikatny dla naszej skóry, a jego intensywność można spokojnie stopniować, bez obawy, że przemalujemy naszą twarz. Kolor to rzeczywiście dojrzała, pięknie pomarańczowo - brzoskwiniowa
Wszystkie róże marki Lily Lolo zawierają ekstrakt z mikołajka nadmorskiego, olejek z granatu, olejek
jojoba oraz olejek manuka, które mają właściwości odżywcze i nawilżające. Są odpowiednie dla wegan. Nie zawierają talku. Mogą pochwalić się lekką, jedwabistą konsystencją, bez jakichkolwiek wyczuwalnych drobinek. Byłam zaskoczona, że róż może być tak miękki i jednocześnie tak trwały, w przełożeniu na żywotność na twarzy... jeśli wiecie co mam na myśli ;) Wystarczy lekkie muśnięcie kolorem, a jest on widoczny i prezentuje się naprawdę pięknie. Mój pierwszy wybór okazał się być tym najlepszym, chociaż nie twierdzę, że teraz na zimę, nie zdecyduję się na coś jeszcze bardziej brzoskwiniowego, uciekającego w bardziej brudne tony. Marka proponuje siedem kolorów, co w porównaniu z różami sypkimi Lily Lolo, może nie jest wynikiem ogromnym, ale myślę, że mimo to, można wybrać spośród nich coś dla siebie.
To co zwraca naszą uwagę, to na pewno opakowanie, które jest zdecydowanie mniejsze, niż opakowanie róży sypkich i w odróżnieniu od sypkich, to posiada małe lusterko. Całość, jak w przypadku takich opakowań, zamykana na zatrzask, który działa całkiem sprawnie. Kolorystyka charakterystyczna dla produktów marki Lily Lolo i powtórzę to raz jeszcze, chyba najładniejsza na naszym rynku. Nigdy nie ukrywałam, że taka kolorystyka odpowiada mi najbardziej. Opakowania przemawiają czystością i są jednocześnie bardzo urokliwe, o fotogeniczności nie wspomnę ;) Każde zawiera 4 g produktu, ale zapewniam, że przynajmniej mój egzemplarz jest bardzo wydajny.
Aplikacja produktu nie przysparza kłopotów. Róż nie osypuje się, nie pyli i sprawnie nabiera się na pędzel. Najlepiej pracuje mi się z nim z moim starym pędzlem, który nie raz obiłam już o umywalkę i zapewniam, że taki duet nie spowoduje na twarzy żadnej plamy. Kosmetyk utrzymuje się na twarzy cały dzień, nie wędruje na inne partie twarzy i co ważne, nie podkreśla nierówności twarzy, w moim przypadku jest naprawdę ważne. Będzie dobrym rozwiązaniem dla osób skłaniających się ku kosmetykom mineralnym, ale tym, które cenią sobie rano czas, ponieważ aplikujemy go prosto z opakowania, a nie zaprzątamy sobie głowy wysypywaniem produktu na wieczko! Dla mnie w tej chwili, kiedy wstaję o 5:30, to jest rzecz nie podlegająca dyskusji ;) Naprawdę polecam.
Lubicie produkty Lily Lolo?