Zapewne macie w swoim domu takie kosmetyki, które stoją w nim długo i boicie się je otworzyć! ;) U mnie zdarza się to dość często... Kupię coś albo dostanę coś, a potem odsuwam na bok, bo boję się, że wyjdzie z tego totalna klapa i będę musiała obrzucić błotem ;) Z drugiej strony, mogłabym się przecież w ogóle nie przyznać, że coś używałam i powiedzieć, że posłałam dalej i świetnie się sprawdza. Moja natura jednak jest nieco inna i jeśli mam o czymś napisać źle, to z bólem serca, ale to robię. Myślę, że takie pisanie może się komuś przydać. Dziwi mnie czasem, że spotykam blogi, na których nie znajdzie się złego słowa na jakikolwiek kosmetyk. Nie wiem czy to jest w ogóle realne, by wszystko sprawdzało się w 100%. U mnie tak nie jest i szczerze o tym piszę, ucinając tym samym sobie niektóre drogi ;) Dziś jednak nie będzie źle, będę pisała całkiem dobrze o tanich kosmetykach, co do których miałam swoje obawy, które okazały się, na szczęście dla mojej skóry, bezpodstawne.
Ziaja MED, Kuracja dermatologiczna z witaminą C + HA/P, Krem głęboko regenerujący na noc - przeleżała w szafce od zakupu chyba cały rok, a może i nieco więcej. Odpieczętowałam ją w momencie gdy obliczyłam, że zostało mi już bardzo niewiele czasu na jej zużycie. Z kremami firmy Ziaja jest u mnie tak, że albo się sprawdzają (a bywa to rzadko) albo robią na mojej twarzy totalną masakrę. Ten właśnie krem kupiłam z polecenia dziewczyny, która dość dawno temu prowadziła bardzo rzeczowego i sensownego bloga. Uwierzyłam jej, bo były to jej własne, niczym nie przymuszone zakupy i opinia ;) Miała rację! Nazwałabym ten krem cudowną maską całonocną, ponieważ nie używałam jej non stop, a zawsze przed dniem, kiedy chciałam wyglądać naprawdę dobrze i chciałam by moja skóra promieniała. To, jak pięknie prezentuje się skóra po nocy z tym kremem, to chyba nie da się opisać słowami. Czułam się po takiej nocy jakby ktoś zaaplikował mi serię zastrzyków naciągających twarz ;) Niesamowite uczucie! Skóra była super gładka, absolutnie piękna i miła w dotyku. Przyjmowała wszystkie kosmetyki makijażowe z istnym namaszczeniem, po prostu cudo. Dłuższe stosowanie kremu objawia się rzeczywiście poprawą jej stanu. Staje się bardziej promienna i wygląda naprawdę zdrowo.
Bielenda, Arganowy koncentrat brązujący - skreślałam ten produkt od samego początku, ponieważ coś podobnego, mającego słowo arganowy w nazwie przysporzyło swego czasu wiele pracy. Musiałam się natrudzić, by pozbyć się podskórnych bulw i dać sobie czas, by moja skóra wróciła do swojego normalnego trybu. Zgotowałam sobie tym poprzednim serum mały pielęgnacyjny koszmar... Tutaj, chociaż założenie nieco inne, mogłam się spodziewać podobnych efektów. Udało mi się przeżyć, co więcej - przeżyć i osiągnąć bardzo fajny efekt końcowy. Koncentrat rzeczywiście działa niczym magiczny samoopalacz, ale jest przy tym tak subtelny i tak delikatny, że wszystko pozostaje nadal w bardzo dobrym smaku i prezentuje się pięknie. Moje maksymalne użycie w tygodniu to dwie aplikacje. Zaznaczam jednak, że ja nie jestem typem bladziocha i moja skóra naturalnie idzie w kierunku tonów żółtych, więc pogłębiałam sobie nieco swój naturalny kolor, a więcej mi naprawdę nie trzeba ;) Kosmetyk sprawdza się latem, kiedy nie opalamy twarzy, a nasze ciało ciemnieje wbrew naszym oczekiwaniom. Szczerze polecam wypróbować, bo koszt w porównaniu do innych tego typu produktów jest naprawdę niewielki.
Regenerum, Regeneracyjne serum do pięt - traktowane przeze mnie bardzo po macoszemu i całkiem lekceważąco. Pierwsze odczucia były podyktowane oczywiście bardzo dobrym stanem skóry moich pięt. Kosmetyk przeleżał w szafie jakiś czas, aż przyszedł moment, że po bostonce, moja skóra zaczęła schodzić ot tak po prostu z dnia na dzień i to tak paskudnie jak po kwasowej maseczce. Największy problem był taki, że powielało się to non stop i do tego stopnia, że moje stopy miały w piętach paskudne dziury. Wyglądało to okropnie i zaczęłam stosować do popadnie, aż w końcu trafiłam ponownie na to serum i udało się! Moja skóra po dwóch tygodniach zaczęła wracać do normalności. Moje pięty znów mogą oglądać światło dzienne ;)
Dajcie znać co ostatnio udało Wam się fajnego i taniego odkryć :)
Jestem ciekawa!