Dzisiejszy post, to moje kilka zdań na temat produktów, które ewidentnie się u mnie nie sprawdziły. Nie chcę ich nazywać bublami, bo pewnie część z Was je sobie chwali, ale ja z różnych powodów jestem na NIE. Każdy z nas ma inne preferencje kosmetyczne i inne potrzeby pielęgnacyjne. Jeśli chcecie wiedzieć czym zasłużyły sobie te kosmetyki na wyróżnienie w poniższym wpisie, to zapraszam do lektury.
Elfa Pharm, 01. Basil Element, Szampon wzmacniający przeciw wypadaniu włosów - jest w tym produkcie coś, co dyskwalifikuje go praktycznie od pierwszego użycia. Po każdy, absolutnie po każdym spotkaniu z tym szamponem masakrycznie swędzi mnie skóra głowy. Jest to stan, obok którego nie jestem w stanie przejść obojętnie i niestety wówczas drapię się bez opamiętania, aż do krwi. Jest to niewskazane przy mojej przypadłości łuszczycowej i ogólnie rzecz biorąc również. Kiedy zaryzykowałam i użyłam tego kosmetyku w czasie trzech myć pod rząd myślałam, że zadrapię się na śmierć. Dodatkowo z głowy łuska sypała mi się niemiłosiernie. Pokładałam nadzieje w tym szamponie, ale niestety mogę pochwalić go jedynie za piękny zapach i dobre mycie włosów. Mojej skórze głowy on ewidentnie nie służy.
Tołpa, Dermo Face, Rosacal, Żel micelarny do mycia twarzy i oczu - jest tak delikatny, że w swojej delikatności zapomina o domywaniu skóry. Pomijam już wieczorny rytuał demakijażu, ale nawet rano, kiedy myję nim twarz, często muszę posiłkować się jakimś innym żelem, ponieważ nie radzi sobie z każdym bardziej treściwym kremem czy zwykłym olejkiem. Mam wrażenie, że skóra ciągle jest oblepiona tym co na niej jeszcze z wieczornej pielęgnacji zostało. Nie mogę sobie pozwolić na takie praktyki, ponieważ niedokładnie oczyszczona twarz, to murowany wysyp niedoskonałości i taki swego czasu musiałam z powodu tego gagatka leczyć dość długo.
Naturalis, Wiesiołkowy tonik - na dłuższą metę, nie widzę żadnych efektów działania tego kosmetyku. Mam nieodparte wrażenie, że identyczne efekty uzyskiwałabym gdybym smarowała się czystą wodą. Absolutnie nie szkodzi, ale też nie poprawia kondycji mojej skóry twarzy. Mimo szczerych chęci i pozytywnej zachęty ze strony Liferia Box, nie mogę pochwalić tego produktu. To najbardziej wymęczony tonik w całej mojej kosmetycznej historii.
Ava Laboratorium, Aktywator młodości, Witamina C - to chyba pierwszy produkt z witaminą C, którego działanie mi nie odpowiada. Niestety, kiedy używam tego preparatu na mojej twarzy pojawiają się liczne, suche, nieestetyczne placki. Nie jest to absolutnie związane z moim AZS, ponieważ nie tylko te miejsca, ale cała skóra twarzy jest wtedy bardzo przesuszona i ściągnięta. Dzieje się tak praktycznie od początku użytkowania, dlatego by nie wyrzucić całej buteleczki, jej zawartość wsmarowuję w skórę ramion i pleców. Sprawdzam tym samym jakie działanie będzie miała witamina C w tych miejscach na przebarwienia posłoneczne, które pojawiły się u mnie w tym roku. Skóra pleców i ramion nie reaguje przesuszeniem.
Kamień spadł mi z serca,
bo wreszcie mogę zmienić te kosmetyki na inne ;)